Temat mobilnego gotowania zaczął się u mnie już w zeszłym roku ale dopiero teraz udało mi się coś o tym napisać.
Ugotowanie czegoś na wycieczce czy wypadzie w góry, na ogród czy na działkę to patent na fajny piknik.
Standardowo w naszym kraju gotowanie w plenerze oznacza najczęściej grilla, ewentualnie ognisko. Ognisko nie wszędzie da się rozpalić, a zniechęcony różnymi informacjami o tym że jedzenie z grilla niekoniecznie jest zdrowe, zacząłem eksperymentować z grillem i patelnią. Nie ukrywam że zainspirowali mnie tutaj trochę ludzie z
BBQ Pit Boys.
Czyli bierzemy odpowiednią patelnię z grubym dnem (najlepiej żeliwną czy stalową) i kładziemy ją na rozpalonego grilla zamiast umieszczać na ruszcie mięsko bezpośrednio. Dopiero na takiej patelni podgrzewanej grillem możemy coś usmażyć czy podgotować. Dzięki temu możemy przygotować coś więcej niż tylko karkówkę czy kiełbasę.
Oczywiście jeśli chcemy zjeść coś typowo z grilla, taki patelniowy patent nie zastępuje zapachu skwierczącej nad żarem karkówki.
W moich testach wszystko szło pięknie, ale wkrótce się okazało że grill co prawda daje radę w roli źródła ciepła, ale nie jest odpowiednio mobilny oraz jego obsługa może być czasami uciążliwa. Poza tym rozpalanie może trwać zbyt długo jak się nie ma odpowiednich narzędzi.
A o wożeniu grilla i patelni w plener gdzieś dalej w sumie można zapomnieć jeśli mamy na myśli wygodę.
I nagle przyszło olśnienie... Przecież można kupić mobilną kuchenkę czy jakkolwiek sprzedawcy to nazywają. Taką jakiej używa P. Robert Makłowicz w swoich programach. Można takie kuchenki również spotkać w knajpach, np. w jednej z wrocławskiej restauracji, gdzie niektóre, typowo koreańskie dania są podawane gościom na stół wraz z taką kuchenką i składnikami aby sami mogli dokończyć gotowanie. Super pomysł a ile zabawy!
Po małym rozpoznaniu w sieci okazało się że jest spory rozstrzał cenowy. Nie chcę teraz wchodzić w szczegóły ile warto za płacić za taką kuchenkę i co mają lepsze modele.
Udało mi się ustalić że najtańsza kuchenka w moim zasięgu, jednocześnie odpowiednio solidna, jest do kupienia w sklepie
Jula.
Jedyne 49 PLN i kuchenka zapakowana w postaci czarnej skrzyneczki z uchwytem jest nasza :) Do tego pojemnik z gazem za 10 PLN - to prawdziwa okazja. Taki pojemnik wg sprzedawcy starczy na dwie godziny ostrego gotowania, wg mnie prawie tak jest. Na pewno jest jednak tańszy od worka brykietu czy węgla drzewnego do grilla.
Zaznaczam że nie piszę tekstu artykuł sponsorowanego -
Jula po prostu daje rozsądną cenę za rozsądny towar, więc go kupiłem i opisuję... Równie dobrze można takiej kuchenki szukać gdzie indziej.
A tak wygląda kuchenka już po złożeniu...
Pierwsze zdjęcie nie oddaje gabarytów urządzenia. Tak naprawdę waży niewiele, jest zapakowana w skrzyneczkę więc można ją łatwo przenosić czy transportować, na upartego wejdzie nawet do większego plecaka.
Obsługa też jest prosta - po prawej stronie jest klapka, otwieramy, umieszczamy pojemnik z gazem (przypomina większy pojemnik z jakimś sprayem) i przesuwamy dźwignię, która powoduje podłączenie pojemnika z gazem do kuchenki i jej zablokowanie.
Jak widać po lewej, sterowanie jest proste, w zestawie jest instrukcja więc się tym nie zajmujemy.
Wrażenia z eksploatacji są takie - super sprawa, kuchenka naprawdę daje radę, poza tym ma sporą moc. Łatwo rozłożyć, łatwo złożyć.
Zacząłem testy od zrobienia w domu chińszczyzny i okazało się że na tej kuchence zdecydowanie lepiej wychodzi smażenie na woku w porównaniu z elektryczną płytą ceramiczną. Gaz w pojemniku tak naprawdę wystarczył mi na 5 takich chińskich sesji.
No dobra, ale miało być o gotowaniu w plenerze. Jak widać po prawej, tym też się zająłem.
Na pierwszy ogień w terenie poszła
rybka w stylu Gennaro. Zrobienie czegoś takiego w środku Gór Stołowych - rewelacja.
Ale nie samą rybką człowiek żyje więc wziąłem się za inne stworzonka.
Oczywiście nieśmiertelną pozycją w menu plenerowym jest coś z radosnej świnki.
Tak więc przy kolejnej sesji poszła na patelnię również radosna świnka z polentą.
Na dzień dzisiejszy mam tą kuchenkę prawie rok. Naprawdę się sprawdza, daje radę, sprzęt trzyma się nieźle, nie rozlatuje się. Zabawy z gotowaniem w plenerze jest naprawdę sporo, dania wychodzą praktycznie takie jak w domu a 2 godziny mobilnego pichcenia pozwalają przygotować wiele różnych dań.
Krótko? Zdecydowanie polecam!